W celu zmniejszenia ponoszonego ryzyka inwestorzy często dokonują dywersyfikacji inwestycji czyli zakupu do swojego portfela akcji zróżnicowanych spółek w nadziei, że ewentualne spadki notowań niektórych z nich zostaną zrekompensowane wzrostami wartości innych. Należy jednak podkreślić, że efektywność takiego działania gwarantują spółki, które nie są ze sobą skorelowane. Co nam bowiem przyjdzie z tego, że zakupimy akcje pięciu firm, jeśli wszystkie będą np. branży surowcowej? Jeśli dany sektor będzie przeżywał kłopoty, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wszystkie spółki z branży będą tracić na wartości. Cały sens tego narzędzia można zawrzeć w popularnym powiedzeniu: „Nigdy nie wsadzaj wszystkich jaj do jednego koszyka”. Należy pamiętać, że między ryzykiem a oczekiwaną stopą zwrotu istnieje wprost proporcjonalna zależność. Im większe ryzyko, tym większa oczekiwana stopa zwrotu. Najczęściej portfel inwestycyjny zostaje podzielony na część wysokiego ryzyka (mogącą przynieść duże zyski, ale też obarczoną większym prawdopodobieństwem strat), oraz część bezpieczną (bardzo małe ryzyko, ale też stosunkowo nieduże zyski) oraz pewien zasób gotówki, oczekujący na pojawienie się korzystnej inwestycji.
Określenie „dywersyfikacja inwestycji” po raz pierwszy pojawiło się około 60 lat temu, w opublikowanej przez Harryego Markowitza pracy o teorii portfelowej. Główna teza postawiona przez autora wprowadziła nowy element do procesu decyzyjnego – bezpieczeństwo. Markowitz podpowiadał, aby szukać inwestycji, które nie tylko przyniosą zysk, ale również zminimalizują ryzyko. Jeśli chodzi o portfel złożony wyłącznie z akcji, zasady dywersyfikacji przedstawił inny laureat nagrody Nobla – William Sharpe. Według założeń amerykańskiego ekonomisty, kluczową rolę w redukcji ryzyka odgrywa dobór spółek o różnym współczynniku korelacji stóp zwrotu. Zatem efektem zwiększania liczby spółek (ich udziały w portfelu powinny być równe) będzie zmniejszanie się ryzyka całego portfela, gdyż będzie zależało ono w coraz mniejszym stopniu od ryzyka pojedynczych walorów. Nie należy jednak wyciągać pochopnego wniosku, że im więcej różnych akcji w portfelu, tym lepiej. W takim przypadku może dojść do tzw. “overdiversification” czyli po prostu przedywersyfikowania portfela. Bardzo trudno jest obserwować na bieżąco, co dzieje się w np. 70 notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych spółkach. Po drugie, wybór spółek do naszego portfela będzie nam zabierał dużo więcej czasu, a koszty transakcyjne mogą znacząco wzrosnąć, jeżeli będziemy zmuszeni kupować małe pakiety akcji.
Ile spółek najlepiej mieć w portfelu?
Poprawna konstrukcja portfela to bowiem rzecz kluczowa na drodze do zyskownej inwestycji. Sami powinniśmy ustalić wielkość poszczególnych proporcji w zależności od naszych indywidualnych preferencji, założonego celu inwestycyjnego, akceptacji ryzyka oraz wieku w którym obecnie się znajdujemy. Należy również pamiętać, że większa liczba spółek w portfelu wymaga większego nakładu czasu, który musimy poświęcić na zarządzanie nimi.
Osobiście preferuję zasadę, zgodnie z którą inwestor powinien posiadać do 20 udziałów różnych spółek w portfelu inwestycyjnym, jednak nie więcej niż 3 spółki na branżę. Taki podział portfela pozwala skutecznie ograniczyć ryzyko inwestycyjne, zachowując przy tym szanse osiągnięcia ponadprzeciętnych zysków. Oczywiście, jeśli po jakimś czasie okaże się, że kilka z tych firm zdecydowanie przoduje nad resztą, rozważam skrócenie pozycji w spółkach słabszych na rzecz tych mocniejszych. Działanie takie nosi nazwę “koncentracji inwestycji”.