Minęło już kilka tygodni od momentu, gdy to wicepremier Mateusz Morawiecki ogłosił plany zmian w systemie emerytalnym. Moment, gdy setki komentatorów przestają się zajmować tematem i powoli gorącą dyskusję pokrywa kurz jest odpowiednią chwilą, aby zastanowić się w oparciu o fakty, czy zaproponowana reforma emerytalna jest szansą na lepsze warunki życia na starość, czy też gwoździem do trumny.

Założenia reformy

Najważniejszą zmianą jest likwidacja (choć to słowo jest w tym przypadku nad wyraz o czym za chwilę) OFE, czyli Otwartych Funduszy Emerytalnych.  Jedna z najbardziej kontrowersyjnych zmian zakłada, że aż 25% środków z OFE zostanie przekazanych do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Co to oznacza? Nic innego jak to, że emeryci dostaną nowe zapisy na kontach w ZUS, a rząd wyda je na ratowanie kopalń, czy inne „inwestycje”. Mówiąc inaczej zostaną przejedzone. W tym wypadku jednoznacznie można uznać to za kolejną fazę kradzieży oszczędności Polaków pod przykrywką prawa.

Pozostałe 75% środków ma zostać przekazane do trzeciego filaru, czyli IKE/IKZE. W tym wypadku powstaje najwięcej wątpliwości. Początkowo wielkie kontrowersje wzbudziło to, że do III filara wszyscy mieliby otrzymać tyle samo, nie zależnie od środków zgromadzonych w OFE, co byłoby kompletnie kuriozalnym pomysłem. Na szczęście zostało to zdementowane. Kontrowersji z przeniesieniem środków jest jednak więcej. Obecnie pieniądze zgromadzone w III filarze są środkami prywatnymi, którymi możemy praktycznie dobrowolnie dysponować (zamknąć IKE/IKZE w dowolnym momencie). W momencie, gdy trafią tam środki z OFE, które o zgrozo są środkami publicznymi a nie prywatnymi (sic!) wg. orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2015 roku będziemy mieli prywatno-publiczną mieszankę. Z najważniejszych zmian, w nowym IKE ma być możliwość wypłaty tylko 25% środków po osiągnięciu wieku emerytalnego, a nie całości tak jak ma to miejsce do tej pory. Ponadto należy zauważyć, że z IKE z zachowaniem wszystkich przywilejów można teraz wypłacić fundusze po osiągnięciu 60 lat, co ma zostać zmienione na dojście do „wieku emerytalnego”, co jak doskonale wiadomo może zmieniać się w zależności od fantazji rządzących. Naturalnie zmiany te mają na celu tylko i wyłącznie to, aby jak najmniejsza część tych środków trafiła w rzeczywistości do uposażonego. Warunki prowadzenia kont w III filarze ulegną więc drastycznemu pogorszeniu. Co więc w takim razie robić z trzymanymi tam środkami? Pozostawiam to indywidualnej ocenie, lecz ja osobiście przed zmianami wycofam swój cały wkład z konta IKZE. Ryzyko w tym wypadku leży tylko i wyłącznie po negatywnej stronie.

Same OFE nie znikną, tylko zostaną przekształcone w TFI, czyli będą istnieć na rynku jako standardowe fundusze inwestycyjne. Można więc powiedzieć, że obecny plan rządu zakłada likwidację drugiego filara. Zostanie obowiązek oszczędzania w ZUS i możliwość dobrowolnego oszczędzania w starym III filarze.

Do trzeciego filara ma zostać włączony nowy element, który w reformie odgrywa ważną rolę – Pracowniczy Plan Kapitałowy. Przypomnę, że obecnie w III filarze mamy PPE (Pracownicze Plany Emerytalne – kompletnie nieopłacalne i z tego powodu całkowicie niepopularne), IKE oraz IKZE. Do nowego PPK domyślnie ma być zapisany każdy pracujący (z możliwością wystąpienia)! Ma polegać to na tym, że od od pensji każdego zapisanego pracownika pracodawca będzie odciągał i przekazywał do PPK 2% (z pensji „na rękę”). Pracownik mógłby dobrowolnie zgłosić chęć podwojenia tej składki. Jednocześnie pracodawca dokładałby na konto klienta w PPK swoją część składki w wysokości 1,5% jego wynagrodzenia z możliwością zwiększenia jej o kolejny punkt procentowy. Oznacza to, że domyślnie każdy odkładałby na emeryturę dodatkowo 3,5%, a maksymalnie prawie 7%. Pracownik byłby zwolniony ze składki na ubezpieczenie emerytalne do wysokości pieniędzy, które wpłaca do PPK, a pracodawca byłby zwolniony ze składek na ZUS od tej części płacy swojego pracownika. Mógłby też wliczyć swoją część składki w koszt uzyskania przychodu.

Domyślnie środkami w PPK ma zarządzać Polski Fundusz Rozwoju, czyli … rząd. Niemniej jednak istnieje możliwość, że do zarządzania środkami zostaną dopuszczone chociażby TFI, co de facto byłoby tworem quasi OFE.

Drobne smaczki

Wciąż wobec reformy emerytalnej nasuwa się wiele pytań. Niemniej jednak poza kilkoma kontrowersjami pojawia się też parę ciekawych aspektów. Jednym z nich jest powołanie polskiego REITu, czyli funduszu nieruchomościowego, który wypłaca dywidendy. Jest to bardzo popularna forma inwestycji np. w Japonii. Ma on dać możliwość drobnym inwestorom zyskać dzięki wciąż rozszerzającej się bazie nieruchomości komercyjnych. Pomysł ten należy ocenić zdecydowanie na plus.

Drugim z pozytywnych aspektów jest pomysł obniżenia podatku Belki dla inwestycji długoterminowych. Nie jestem zwolennikiem określania inwestorów krótkoterminowych, jako złych spekulantów to jednak każda obniżka obciążeń podatkowych jest dobra. Jeżeli przełożyłoby się to na zwiększone zainteresowanie drobnych inwestorów giełdą to tym bardziej trzymam kciuki za ten pomysł.

Kolejnym, w pewnym sensie burzącym standardowe postrzeganie papierów dłużnych pomysłem jest wprowadzenie obligacji premiowych, które to nie wypłacają standardowego kuponu. Zamiast tego posiadacz obligacji bierze udział w loterii, w której do wygrania są większe kwoty pieniędzy. Chociaż sama konstrukcja takiej obligacji może wydawać się wysoce kontrowersyjna, to przykład Wielkiej Brytanii gdzie obligacje premiowe są bardzo popularne, pokazuje że mają one pozytywny wpływ na stopę oszczędności. 

Szansa, czy gwóźdź?

Wciąż tak na prawdę znamy jedynie zarys reformy, a przedstawione przeze mnie powyżej elementy nie tworzą całości. Ocena w tym wypadku nie może być zero jedynkowa. Zdecydowanie na minus należy zaliczyć przesunięcie środków z OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej, co jest po prostu zwykłą grabieżą. Również przesunięcie środków do nowego IKE wzbudza wiele wątpliwości, szczególnie względem środków już zgromadzonych na tych kontach, co podważa wiarygodność państwa i zmniejsza chęć dalszego oszczędzania.

Z drugiej strony choć Pracownicze Plany Kapitałowe mogą z jednej strony zwiększyć obciążenie składkami pensji to przy zastosowaniu odpowiednich ulg mogą okazać się dobrymi instrumentami. W tym miejscu kryje się największy potencjał do budowania wartości przyszłych emerytur, lecz także dla rozwoju polskiego sektora inwestycyjnego. Jeżeli szansa ta zostanie wykorzystana – reforma może okazać się miła niespodzianką.

Nie należy też zapominać o pomniejszych zmianach jak preferencyjnej stawce podatku od zysków kapitałowych dla inwestorów długoterminowych, czy powołaniu polskiego REITu i wprowadzeniu obligacji premiowych. Te małe aspekty sprawiają, że pomimo jawnego zagrabienia części środków (do czego, co bardzo smutne, zdążyłem się przyzwyczaić, a więc obecna zmiana nic a nic mnie nie dziwi) nowa reforma ma szansę „wypalić”, za co będę trzymał kciuki.

 

CHCESZ OTRZYMYWAĆ WIĘCEJ INFORMACJI Z GIEŁDY?

Dzięki Squaberowi otrzymasz taką możliwość. Codzienne informacje rynkowe oraz całkowicie darmowa baza wiedzy jest na wyciągnięcie ręki.